Czytasz wypowiedzi znalezione dla zapytania: Stare Rożno





Temat: SkkwwK
SkkwwK
Niniejszym informuje sie wszystkie foremki i forumow, ze w dniu dzisiejszym
odbylo sie Spotkanie kielecko-kanadyjsko-warszawskie w Krakowie (w skrocie
SkkwwK). W SkkwwK udzial wzieli:
- Groha, Ida14 oraz Groh reprezentujacy sekcje kielecka (wlasciwa nazwa -
swietokrzyska)
- Edyta95 i Cafeszpulka reprezentujace sekcje warszawska
- Woloduch1 reprezentujacy sekcje kanadyjska.
Spotkanie rozpoczelo sie z planowanym opoznieniem 30 minut, planowane bylo na
14:00, a zaczelo sie o 14:30. Opoznienie wyniklo z powodu zlikwidowanie
parkingu i biedny Groh musial jezdzic z wywieszonym jezykiem po krolewskim
miescie Krakowie szukajac parkingu. Wreszcie znalazl i umowilismy sie na Rynku
Glownym pod Adasiem o 14:45. Reszta uczestnikow jakoby kurcgalopkiem zblizala
sie juz do Rynku. Woloduch byl odlegly od Adasia o 3 minuty czolgania sie (i
to powolnego) i dotarwszy pod Adasia zaczal go okrazac szukajac reszty. Byla
godzina 14:18. Po kilku minutach zrezygnowal i zadzwonil do Grohy z zapytaniem
o numery telefonow do Anety, Edyty i Idy. Groha wyslala SMSa z numerami i
Woloduch zadzwonil do Idy probujac jej zrobic niespodzianke. Niespodzianki nie
zrobil, za to Ida zrobila niespodzianke jemu, albowiem na pytanie, gdzie sie
obecnie znajduje, kazala mu sie obrocic. Woloduch okazal sie malo kumaty i
zaczal krecic sie jak fryga. Wreszcie zastygl i uslyszal polecenie odwrocenia
sie o circa about 135 stopni zgodnie z ruchem wskazowek zegara i szukania
postaci w czarnym paletku. Ostroznie wykonal polecenie i ujrzal machajaca mu
Idusie w towarzystwie Anety i Edyty. Radosnie podszedl, przywital sie i ledwie
zdazywszy wykonac z kazda foremka trzy razy karpia i dwa razy niedzwiedzia
musial sie znowu obrocic albowiem Grohowie pobili rekord trasy Lubicz-Rynek i
zjawili sie juz o 14:30 (a tak swoja droga, jak oni to zrobili? Nie widac na
nich bylo sladu wyciagnietego klusa, o kurcgalopie nie wspominajac...). Po
wykonaniu przepisowych ryb i ssakow (tzn. karpi i niedzwiedzi) SkkwwK zostalo
oficjalnie rozpoczete. Pierwszym punktem programu byl wybor miejsca do
usiedniecia, albowiem spotkanie na stojaco to nie spotkanie, ale wiec
protestacyjny, nie wspominajac juz nawet o tym, ze Groha musiala sie napic
kawy. Szczere oburzenie wzbudzilo gastronomiczne nieprzygotowanie Woloducha,
dopiero jego informacja, ze znajomosc to on mial, ale 27 lat temu, a od tego
czasu sporo sie zmienilo, nieco spacyfikowal nastroje. Jego pierwsza
propozycja sympatycznej knajpki na Kazimierzu zostala odrzucona glosami sekcji
warszawskiej, jako zbyt odlegla od dworca. Czyzby to byl taki warszawski
zwyczaj? Kolejna propozycja zostala przyjeta i ruszylismy Rynkiem a nastepnie
Slawkowska w kierunku Krowoderskiej. Jednakze tam nie dotarlismy, gdyz po
drodze wpadla nam w oko inna knajpka i po upewnieniu sie, ze jest to lokal dla
palacych rozsiedlismy sie tam z uczuciem ulgi. Restauracja specjalizuje sie w
kuchni staropolskiej i maja ciekawe potrawy - na przyklad podawane na szabli.
Bylismy jednakze nieco mniej tradycyjni. Po zamowieniu przystapilismy do
rozmowek typowo chmielewskich, czyli o wszystkim i o niczym. Zaraz na wstepie
okazalo sie, ze Woloduch rowniez zapalal miloscia do obecnych - byc moze nawet
odwzajemniona. Nastapil wreszcie czas rozmow. W zasadzie tematy byly
wszystkochmielewskie - mowilismy bowiem i o forum i o Towarzystwie i o
spotkaniach i o 60 minutach na godzine i o Andrzeju Mleczce i o tematach
marynistycznych. Zgodnie z najlepszymi tradycjami przeskakiwalismy z tematu na
temat i nawet pomimo malej ilosci uczestnikow Wasz sprawozdawca nie jest w
stanie wymienic nawet polowy tematow poruszanych. Wreszcie sekcja warsiawska
spanikowala i postanowila udac sie na dworzec aby powrocic w domowe pielesze.
Oczywiscie odprowadzilismy je i po czulym pozegnaiu (karpie i niedzwiedzie)
zaczelismy sie zastanawiac, co zrobic z tak mile rozpoczetym wieczorem
(godzina byla bowiem mloda, ot, tak okolo 18:00). Woloduch, pomny studenckich
czasow, zaproponowal powrot na Stare Miasto i pojscie na piwo do Polera.
Propozycja powrotu zostala zaakceptowana, Polera zaakceptowana pod warunkiem,
ze elementem nakrycia stolu jest tam popielniczka, natomiast piwna w zasadzie
odrzucona. Po krotkim spacerze dotarlismy do Polera i okazalo sie, ze
popielniczka jest na wyposazeniu. Tym razem zdecydowalismy sie na wety i przy
kawce i slodkosciach przesiedzielismy kolejne dwie godziny omawiajac (a jakze)
tematy wszystkochmielewskie0 ale nie tylko, bo na przyklad przez dobra chwile
rozmawialismy o K O Borchardtcie. Jednakze chyba najdluzej rozmawialismy o
forum wspominajc rozne stare smieszne watki. Wreszcie grubo po osmej wieczor z
zalem zaplacilismy rachunek i powedrowalismy do samochodu Grohow. Tam
nastapilo rzewne pozegnanie (oczywsscie k. i n.) i zapadla decyzja o
ponowieniu spotkania tym razm w Kielcach (bedzie to spotkanie kuk). Po czym
Grohowie z Idusia odjechali a Woloduch udal sie w domowe pielesze spelnic
kronikarski obowiazek. Zdjecia jutro.

Pozdrawiam

Woloduch

P.S. A swoja droga, jaka ja mam fajna ta coreczke forumowa! Zaraz, czy to
znaczy, ze Groha, jako forumowa mamusia Idusi jest moja forumowa zona? Jakos
mi to do tej pory przez mysl nie przeszlo... Groha, sloniocy!

P.P.S. W ogole, to wszyscy, jak to tej pory spotkani sa super! I wszystkich
Was kocham!

P.P.P.S. Na spotkaniu nie zostal wypity ani jeden miligram alkoholu. Czy to
oznacza, ze to bylo rowniez pierwsze abstynenckie spotkanie?

W.

Przeczytaj więcej odpowiedzi



Temat: Co to takiego "polactwo"?
Co to takiego "polactwo"?
Problem z Monte Cassino
Rafał A. Ziemkiewicz ziemkiew@hub.wp-sa.pl


Takiej książki się nie zapomina. Co ja zresztą mówię, książki - dla nas,
grupki kumpli z siódmej i ósmej klasy podstawówki, to była po prostu
relikwia. Takich książek mieliśmy tylko kilka, pożyczanych pod karą śmierci,
czytanych, a choćby i tylko dotykanych nieodmiennie w nabożnym skupieniu, jak
przystoi dotykać Świętej Księgi. Ja miałem, z jakichś cudem ocalałych resztek
dziadkowej biblioteki, tom wspomnień najmłodszych uczestników wojny polsko-
bolszewickiej 1920 r. "O uczniu żołnierzu". Jeden z kolegów odziedziczył po
swoim dziadku przedwojenne podręczniki historii, w których cała ta wojna była
zrelacjonowana z wielką starannością, i różne stare mapy oraz atlasy, w tym
wydaną przez Niemców na początku lat czterdziestych bogato ilustrowaną
książkę, w której chełpili się swymi zwycięskimi kampaniami. Na podstawie
tego właśnie wydawnictwa, pamiętam, wymalowaliśmy do gabinetu historycznego w
naszej szkole wielką mapę kampanii wrześniowej, wprawiając panią od historii
w konsternację, bo, w przeciwieństwie do naszych podręczników, mapa ta
wyobrażała całe terytorium przedwojennej Polski (w peerelowskich książkach
wrzesień 1939 kończył się zawsze na Bugu), atakowane, symetrycznie, od
zachodu czarnymi, a od wschodu czerwonymi strzałkami. O dziwo zresztą,
eksponat w gabinecie historycznym przetrwał parę lat, nauczycielka kazała nam
tylko zmienić podpis w legendzie: zamiast "kierunki natarcia" musiało
być "kierunki wkraczania wojsk radzieckich".


Ale z tych książek-skarbów, dzielonych z kumplami, zdecydowanie najważniejsza
była ta, o której wspomniałem na początku. "Bitwa o Monte Cassino" Melchiora
Wańkowicza, wydana w 1947 roku przez drukarnię II Korpusu we Włoszech. Nie
mam pojęcia, jakim sposobem trafiła do biblioteki ojca mojego szkolnego
kolegi, gdzieś po drodze zawieruszył się pierwszy tom i obwoluty, ale to, co
pozostało, stanowiło magiczne wrota do jakiegoś innego, prawdziwego świata.
Książka była bogato ilustrowana, prawie każda jej strona stanowiła montaż
dokumentalnych fotografii, schematów, mapek i ilustracji z tekstem. Nie wiem,
nawiasem mówiąc, czy dziś komuś by się chciało coś podobnego wydać, i czy
nasze supernowoczesne, skomputeryzowane drukarnie podołałyby takiemu zadaniu.
Twarze ludzi, którzy tam byli, ich życiorysy, zakazane
słowa "Katyń", "Sybir"... Trudno wskrzesić w sobie po latach pamięć, co się
nad tą lekturą myślało. Pamiętam tylko towarzyszące jej wzruszenie, z rodzaju
tych wzruszeń, jakie zostają na całe życie.
Paręnaście lat temu rzymskie wydanie "Bitwy o Monte Cassino" doczekało się w
wolnej Polsce reprintu, na który wybuliłem bez chwili namysłu znaczną część
swoich ówczesnych miesięcznych dochodów. Wtedy dopiero mogłem poznać początek
bitwy i losy pierwszego polskiego natarcia; ocenzurowanych, peerelowskich
wydań nie warto było przecież, po takich lekturowych doznaniach, nawet brać
do ręki. Potem reprint wylądował na półce, z której zeskoczył dopiero w
ostatnich dniach, gdy z przyczyn rocznicowych, o Monte Cassino przypomniały
media.
Państwo mają do mnie często pretensję, że piszę "polactwo". A jak mam pisać?
Proszę wziąć sobie na świeżo tę książkę do ręki, poczytać i powiedzieć z ręką
na sercu, czy ta skundlona ludność miejscowa, która dominuje dziś na obszarze
państwa zwanego Rzeczpospolitą Polską w istocie wywodzi się od ludzi
opisanych przez Wańkowicza, i czy byłaby zdolna do porównywalnych rzeczy?
Odpowiedź jest przecież oczywista. Więc jeśli tamto byli Polacy, ci tutaj na
takie miano po prostu nie zasługują. Jaką im nazwę dobierzemy, jest kwestią
drugorzędną. Nie podoba się polactwo, proszę bardzo, słucham innych
propozycji.
Mam z tym Monte Cassino i innymi takimi sprawami kłopot, przyznaję się. Nie
intelektualny, bo na rozum biorąc, nie mam wątpliwości, że zdobywając kosztem
takiej masakry ów nieszczęsny klasztor, po raz kolejny w naszej historii
daliśmy się cynicznym graczom światowej polityki wystawić do wiatru. Nic z
tego Polska nie miała, poza pustą chwałą, a w zasadzie i tej nie - w
księgarniach leży dziś przekład amerykańskiego bestselleru "Monte Cassino", w
którym udział Polaków w bitwie skwitowany jest kilkoma zdaniami, a z
telewizji Discovery dowiedziałem się, że w zwycięstwie dopomogli Brytyjczykom
i Amerykanom tylko Francuzi. Ale mam z tym kłopot emocjonalny, bo wiedząc to,
co wiem, nie umiem czuć niczego innego, niż to, co czuję. Mam w ogóle taki
problem z całą prawie naszą historią. Cóż, takie są na starość złe skutki
samowolnego sięgania w dzieciństwie po zakazane lektury.
Przeczytaj więcej odpowiedzi
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aircar.opx.pl



  • Strona 4 z 4 • Znaleziono 249 rezultatów • 1, 2, 3, 4